Na zakończenie dziekanki. Czyli trzy tygodnie w Malezji.
- Klaudia
- 16 kwi 2017
- 2 minut(y) czytania
Kiedy zdecydowałam się na roczną przerwę postanowiłam sobie bardzo mocno, że zakończę ją z hukiem. Czy się to udało? W pewnym sensie tak. W końcu wybrałam się na obcy kontynent!

Czemu akurat to miejsce? Malezja nie jest popularna wśród polskich podróżników, tym bardziej wśród backpackersów. Zdecydwanie częściej pojawia się w planach Wietnam, Kambodża, Chiny, Indonezja czy też Sri Lanka. Z przyjaciółką przez długi czas nie mogłyśmy zebrać się w sobie, aby w końcu kupić bilety, natrafiła się jednak ciekawa cenowo okazja - lot z Budapesztu z przesiadką w Doha - z czego też skorzystałyśmy. W końcu nie zawsze przychodzi okazja kiedy dwoje studentów jest w stanie wyrobić czasowo i finansowo w tym samym momencie!
Ogólnie mogę powiedzieć, że wybór ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Z własnego doświadczenia wiem, że Malezja jest idealnym krajem dla początkującego backpackersa. Są ku temu trzy główne powody:
- w Malezji zdecydowana większość osób posługuje się językiem angielskim. Jest to była kolonia Brytyjska, czego pozostałości możemy doświadczyć,
- Malezyjska waluta czyli Ringgit jest niesamowicie zbliżona do złotówki, nie musimy zupełnie się przejmować przeliczaniem jak to jest w przypadku innych azjatyckich krajów,
- Air Asia należy właśnie do omawianego kraju, oznacza to że ma pełno tanich i dobrych połączeń między miastami oraz za granicę. Ogólnie transport w Malezji jest bardzo dobrze zorganizowany. Czasem w bardziej zatłoczonych miejscach na ulicach musimy jednak użyć magii naszej ręki, chociaż powiem że lepiej podłączyć się do jakiegoś lokalsa. Biała ręka ma trochę mniej mocy.

W Malezji doświadczymy niezwykłej różnorodności. Jeśli jesteście wyjątkowo uparci jak i my byłyśmy to zobaczycie dużo niesamowitości. Do wyboru: trekking w dżungli na Borneo w regionie rzeki Kinabatangan, picie herbaty prosto z plantacji w Cameron Highlands, podziwianie Petronas Towers ze Skybaru na 32 piętrze na przeciwko (do którego wtargnęłyśmy po znajomości i tu dziękuję znajomemu Malezyjczykowi Munowi), przypadkowe kradnięcie prywatnego cienia na plaży na Langkawi, czy też kosztowanie trzech rodzajów kuchni: malajskiej, indyjskiej i chińskiej oraz wiele, wiele innych.
Teraz po nabyciu tej niesamowitej życiowej mądrości jako niesamowicie przecież już doświadczony podróżnik powiem szczerze (ale to już na poważnie), że czasem lepiej jest nieco zwolnić. Zrelaksować się, poznać, posmakować. W końcu chyba nie warto spędzać 1/3 swojej podróży w środkach transportu?

Czy poleciłabym Malezję na następną podróż? Zdecydowanie tak! Prawdą jest, że człowiek w obcych stronach doświadczy prawdopodobnie dużo bezinteresownej dobroci. Będąc do tej pory w wielu krajach Europy, jeszcze nigdy nie zostałam tak oczarowana kulturą i chęcią pomocy danych społeczności. Jestem pewna, że gdyby nie lokalsi pojawiający się na naszej drodze, można by o tej podróży mówić jak o wycieczce organizowanej przez biuro. Couchsurfing, wspólne obiady, wieczory, ogniska, transport samochodem z dworca i na dworzec, doradzanie i wsparcie. To jest coś dlaczego szczególnie warto.
Jeśli chcecie dowiedzieć się jak spędziłam te trzy tygodnie, jakie napotkały mnie przygody, oraz czy warto dane miejsce włączyć do podróży zachęcam do czekania na nowe wpisy.
A jaki jest wasz wymarzony kierunek podróży na najbliższe wakacje?
Comments